Rafting na Tarze. Montenegro.


Dzisiaj ma być mój dzień odpoczynku, po dwóch poprzednich dniach jazdy po 6 i 7h na motocyklu.
Boli mnie kciuk od trzymania manetki przez źle wszyty szew w rękawicy. Bolą mnie nogi od ściskania motocykla na serpentynach. Ogólnie mam zakwasy wszędzie i dzisiaj odpuszczam samodzielne prowadzenie motocykla.
Wstajemy powoli, kawa, ciastko, kanapka z pasztetem z kokoszki (tak w serbsko-chorwackim nazywa się pasztet drobiowy). Ja dzisiaj mam jeździć jako "plecak", robić zdjęcia i regenerować ciało. Na początku fajnie jest z tyłu, można gapić się na kanion i góry. Potem robi się niewygodnie, a potem jeszcze gorzej …. Generalnie czas pokazał, że to był fatalny pomysł …. Obiecuję sobie sumiennie, że to pierwszy i ostatni raz kiedy jestem pasażerem na motocyklu. To nie dla mnie.

Jest niby jakiś plan motocyklowego zwiedzania parku narodowego Durmitor, ale mylimy drogę już na samym wstępie i trafiamy po krętej, stromej, szutrowej ścieżynie na kemping z raftingiem.






Tara jest bardzo czysta. W tym miejscu głębokość rzeki na środku wynosi ok. 3 m

Plan był zupełnie inny, ale skoro tak, to tak, wchodzimy w to. A więc – zaliczamy niespodziewany rafting po Tarze w pakiecie z obiadem. Więc zaraz będzie obiad, a potem przebieramy się w stroje raftingowe i do wioseł!


Tara jest największym zbiornikiem pitnej wody w Europie. Wodę można pić prosto z rzeki.

Skoki do wody



Po raftingu czekamy długo na zdjęcia i w dalszą trasę r
uszamy późno po połudnu. Piotrek upiera się żeby przejechać zaplanowaną wcześniej trasę. Finał jest taki, że wracamy na kemping z trudnej górskiej trasy z serpentynami w tunelach po nocy. To nie było fajne. 
Ale za to zostało wrażenie: dookoła pofałdowany Durmitor nocą, w blasku księżyca, pusto dookoła, a w słuchawkach interkomu Jean Michel Jarre "Oxygene" nr 4

posłuchaj tutaj ...




Komentarze