Wstajemy rano napaleni na kultową Transfogaraskę.
Ale najpierw po drodze zaliczamy zamek Poenari należący onegdaj do Vlada Tepesa czyli Drakuli. 1480 stopni w górę, ale warto obejrzeć te ruiny. Widok ze szczytu piękny, jedyny w swoim rodzaju :-)
Ale najpierw po drodze zaliczamy zamek Poenari należący onegdaj do Vlada Tepesa czyli Drakuli. 1480 stopni w górę, ale warto obejrzeć te ruiny. Widok ze szczytu piękny, jedyny w swoim rodzaju :-)
Schodzimy z zamku i atakujemy Transfogaraskę od południa.
Tu pada deszcz, a po drugiej stronie gór jest słoneczna pogoda. Trasa ładna, widokowa, z wysokogórskim krajobrazem, po drodze mnóstwo serpentyn i zakrętów na dobrym asfalcie (czyli coś, co motocyklista lubi najbardziej :-) ), ale niestety - tłum dziki wszędzie, mnóstwo aut, na przełęczy jakiś bazar i milion ludzi. Przejechać się nie da, jest jak u nas na Krupówkach w szczycie sezonu. Korki na trasie. Może trafiliśmy na jakiś kiepski moment, ale złe wrażenie pozostaje. Lepiej tu przyjeżdżać poza sezonem, albo wstać wcześnie i przejechać tę drogę zanim zrobi się gęsto. Poza tym ... no cóż, po górach Czarnogórskich efekt Transfogaraski już nie powala. Może dlatego, że w Czarnogórze góry i przełęcze ciągną się setkami kilometrów, a tu jest tylko wjazd, i zaraz zjazd po drugiej stronie wąskiego pasa gór?
Więcej o Czarnogórze przeczytasz tutaj
Potem
zwiedzamy zamek w Fogarasie. No przepiękny on jest, ale na zwiedzanie za
gorąco, temperatura dochodzi do 40 stopni w cieniu. Zwiedzamy dokładnie tylko lochy, bo tam chłodno i cień.
I
do Sighishoary.
Moja navi mówi, że tam się dojechać nie da. Więc jedziemy wg navi Piotrka. Jedziemy najpierw asfaltem, potem dziurawym asfaltem, potem dziury biorą górę i zostają tylko pasma asfaltu, które potem znikają i jedziemy męczące kilkanaście km szutrem. Potem pojawiają się pasma asfaltu i cala sytuacja się odwraca. Do miasta wjeżdżamy asfaltem. Po drodze mijamy bardzo biedne ale schludne, rumuńskie wioski.
Moja navi mówi, że tam się dojechać nie da. Więc jedziemy wg navi Piotrka. Jedziemy najpierw asfaltem, potem dziurawym asfaltem, potem dziury biorą górę i zostają tylko pasma asfaltu, które potem znikają i jedziemy męczące kilkanaście km szutrem. Potem pojawiają się pasma asfaltu i cala sytuacja się odwraca. Do miasta wjeżdżamy asfaltem. Po drodze mijamy bardzo biedne ale schludne, rumuńskie wioski.
Shigishoara
to pięknie miasteczko ze średniowieczną starówką. Ma wielki urok i klimat. Warto się tu zatrzymać. Na ryneczku i pod wieżą zegarową sporo knajpek serwujących pyszne jedzenie i winko :-)
Trasa zaznaczona poniżej na niebiesko.
Komentarze
Prześlij komentarz