Droga przez mękę. Bułgaria.

Jedyny fajny dzisiaj moment to wjazd pod łuk tryumfalny wysoko na górze na przełęczy Trojan. Łuk upamiętnia wyzwolenie się Bułgarów spod panowania Turków.


Podróż przez Bułgarię jest upierdliwa do bólu. Widoków żadnych, Bułgarzy na drogach są agresywni, złośliwi, chamscy, wymuszają, bardzo często nie ma wymalowanych pasów na jezdni. Jak ktoś uważa że w Polsce się źle jeździ, to zapraszam na kilka dni do Bułgarii.


Początek dnia – moja gleba na skrzyżowaniu w Plovdivie. Nikt z kierowców aut nie zawraca sobie głowy żeby mi np. pomóc podnieść motocykl albo spytać czy wszystko jest ok. Stoję jak ta sierota na środku skrzyżowania, moto leży, kierowcy stoją obok w samochodach w korku i się patrzą, a Piotrek dopiero po dłuższej chwili wraca do mnie i pomaga mi podnieść kloca z kuframi do pionu.
Mam uszkodzony nosek mojej Kawy, który udaje się poskładać doraźnie na trytki i taśmę srebrną. Pijemy jakąś kawę aby ukoić nerwy poglebowe i jedziemy dalej.


Następnie jakaś baba zajeżdża mi drogę, skręcając sobie bez migacza na LEWE pobocze z PRAWEGO pasa przez dwie ciągłe linie na CZTEROPASMOWEJ drodze. Włącza mi się abs, lawiruję tak, że unikam wrąbania się w nią lądując na lewym chodniku. Ona zdziwiona, zaskoczona, nie wie o co mi chodzi. Ale prawdziwy cud w tej sytuacji polega na tym, że Piotrek się powstrzymał od rękoczynu... Jedziemy dalej.

Za chwilę z prędkością grubo ponad 100km/h na bardzo kiepskiej drodze mija mnie dostawczak z otwartymi z tyłu drzwiami, bo mu z dupy wystają jakieś pręty... modlę się żeby to nie spadło na mnie podczas jego wariackiego wyprzedzania.

I tak ciągle ….
W końcu szczęśliwie dojeżdżamy do motelu nad Dunaju. Jutro przeprawa promem do Rumunii.



Komentarze